środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 2


            Ledwo co zdążyliśmy wejść do kuchni, a już usłyszałam komentarz mamy.
- Uuu la laa, jak ładnie razem wyglądacie . - powiedziała z uśmiechem chochlika. Posłałam jej zabójcze spojrzenie, po czym słodko po raz drugi dzisiaj uśmiechnęłam się do Daniela. Odwzajemnił uśmiech i puścił moją dłoń. Tak a propos, to chyba wam jeszcze nie wyjaśniłam, co tu do końca jest grane.
            Gośka nie jest moją biologiczną matką. Jest nią, a może raczej była, jej siostra. Zostawiła mnie i uciekła tuż po porodzie, teraz nikt nie wie, gdzie ona naprawdę jest. Andrzej jest moim biologicznym ojcem. Robert po prostu wtedy pomagał mamie mnie wychowywać, bo tata nawet nie wiedział o moich narodzinach. Daniel jest adoptowany przez Andrzeja i jego żonę, która zmarła jedenaście lat temu. Chłopak miał wtedy 6 lat, a adoptowali go, gdy miał pół roku. Do Gośki mówił Mamo, bo po prostu tak mu jakoś bardziej pasowało.
            Tak więc formalnie nie jesteśmy rodziną, mama (Gośka) biologicznie jest moją ciocią, tata tatą, Daniel przyszywanym bratem, a Gosia i tata są w związku, ale jak powiedzieli, nie zamierzają brać ślubu. To chyba mniej więcej tyle.
            Skończyliśmy się wszyscy na siebie gapić i usiedliśmy do stołu. Stół był okrągły, wystawiony na tarasie przy ogródku, bo było naprawdę ciepło. Gosposia zrobiła chłodnik, który niezbyt lubię, ale postanowiłam nie grymasić. Zauważyłam, że nawet porcje z Danielem zjadamy takie same.
            Ukradkiem przyjrzałam mu się trochę dokładniej. Był szczupły, i bardzo dobrze zbudowany. Miał na sobie czarną opinającą muskularne, choć nie przesadnie, ciało koszulkę. Chłopak zauważył,  że się mu przypatruję, ale nic nie mówił, tylko się uśmiechnął. Nie wiem czemu, ale jestem pewna, że on miał ochotę zrobić to samo. Po prostu się mi przyjrzeć najdokładniej, jakby mógł.
            Skończyliśmy obiad, Diana, bo tak miała na imię gosposia, posprzątała ze stołu, a my jeszcze chwilę posiedzieliśmy na świeżym powietrzu.
-Mój kumpel organizuje dzisiaj małą imprezę, nie chciałabyś się ze mną wybrać? - zaproponował ni z gruszki ni z pietruszki pan JestemTakiBoskiWOczachAnnabel.
-W sumie, to nie mam nic innego do roboty. O której? - odpowiedziałam niby się tym nie przejmując, ale w duszy skakałam jak dziecko na widok Wesołego Miasteczka.
- O dziesiątej, a jest...- spojrzał na zegar stojący w przedpokoju.- trzecia. Masz jeszcze siedem godzin. - odpowiedział.
- No to może wybierzemy się na małe zakupowe szaleństwo, co? Sprzedałam swoją firmę, przepraszam, że wcześniej ci nie mówiłam, ale przecież teraz mogę pracować z Andrzejem. No to co? Ruszamy na podbój ciuchów? - rozentuzjazmowała się mama. Nic nie powiedziałam, tylko ucieszyłam się jeszcze bardziej, poszłam na górę po skórzaną, brązową torebkę, a ona już czekała przy samochodzie.
-No to jedziemy. - powiedziałam i z zadowoloną miną ruszyłam na wyszukiwanie stroju na wieczór.
***
            Po pięciu godzinach latania po sklepach nie byłam ani trochę zmęczona. Miałam dwie godziny na zastanowienie się co wybrać do ubrania na wieczór, zrobienie makijażu i fryzury. W końcu wybrałam czarne rurki z przetarciami z przodu, niebieski t-shirt z nadrukiem, niebieskie szpilki na platformach i czarne bolerko z krótkim rękawem. Do tego delikatny makijaż, choć wyraziście pomalowane oczy, a włosy spięłam w kucyk. Bardzo wysoki i długi. Zanim się zorientowałam było wpół do dziesiątej.
            Usłyszałam, ze ktoś puka, i domyśliłam się, że to Daniel.
-Wejdź! - zachęciłam, a on się nie zastanawiał. Zobaczyłam, że ma na sobie czarne dżinsowe spodnie, czarną marynarkę, i ciemnoniebieski t-shirt. Zaraz, zaraz.... O kuuurde. Jesteśmy tak samo ubrani.  - pomyślałam. I w tym momencie on też się zorientował i zaczęliśmy się śmiać.
- Hehehe, w sumie już nie opłaca się przebierać. - powiedział i uśmiechnął się.
-No, będziemy się rozpoznawać bo ubraniu jak cię gdzieś zgubię. - zażartowałam.
-Tyle że ja szpilek nie założę. - powiedział z poważną miną, po czym wybuch śmiechem. Znów ten śliczny śmiech...
            Poszliśmy do ogrodu, przeszliśmy przez niego na podjazd i zauważyłam, że czekał na nas kierowca w czarnym Fordzie Mustangu convertible.
Usiedliśmy na tylnym siedzeniu, facet za kółkiem wiedział, gdzie jechać.
***
         Impreza w Willi z trzema basenami. Nie byłam wcześniej na takiej. Od razu pomyślałam, że będzie to domówka rodem z filmu "Projekt X" .
- Nie wiem jak ty, ale ja nie piję. - zastrzegł od razu. Fakt, zdziwiło mnie to.
-Ale że dzisiaj czy w ogóle? - zapytałam, bo ja sama jeden jedyny raz w życiu miałam alkohol w ustach.
- W ogóle.- uśmiechnął się. Chłopak marzenie - zaczęłam się rozczulać.  -No to idziemy.- dodał. No i poszliśmy.
***
         Impreza sama w sobie podobała średnio, ale to, co mi się podobało najbardziej, to obecność Daniela. Nie latał jak inni z tuzinem lasek wokół, wręcz przeciwnie, tańczył ze mną, siedział ze mną na kanapie w salonie, podczas gdy inni robili dosłownie wszystko, a on cały czas był ze mną. Nie przedstawiał mnie wszystkim, którzy do nas podchodzili. Powiedział kim jestem tylko swojemu kumplowi, temu, który organizował tę imprezę. Wszyscy na nas się gapili, niby ukradkiem zerkali, ale i tak było to uciążliwe. Możliwe, a nawet jestem tego pewna, że wszyscy wzięli nas za parę. Fakt, świetnie nam się rozmawiało, ale przecież mimo wszystko jesteśmy przyszywanym rodzeństwem. W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze, wiedziałam,  że zaraz zwymiotuję.
-Ej, mała, co ci jest? Blada jesteś. - zmartwił się chłopak. Od razu wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę ubikacji. Zwymiotowałam, nie wiem od czego.
-Zjadłaś coś niedobrego? - zapytał, gdy wyszłam już po wszystkim.
-Jadłam dzisiaj tylko obiad. Piłam wodę, no i teraz sok. Ten z pomarańczowego kartonu. - zastanawiałam się.
- Może jesteś na coś uczulona, albo jakiś składnik wywołuje u ciebie mdłości? - wypytywał dalej.
- No w sumie, to po malinach jest mi niedobrze, ale to był sok owocowy chyba, truskawka, jagoda, czarna porzeczka. - tłumaczyłam. Poszedł do salonu i przyniósł karton.
-Następnym razem czytaj skład. - powiedział i się uśmiechnął. Głupia jestem. Myślałam, że jak czegoś nie ma na rysunku na kartonie, to nie ma tego w soku. A jak się okazało maliny też były.
-No to wszystko jasne. - zakończyłam temat malinowej niespodzianki.
- Jest po pierwszej. Wracamy do domu ? - zapytał.
-W sumie jestem już padnięta, więc możemy się zrywać. - odpowiedziałam i wyszliśmy tylnym wyjściem.
***
         Wracaliśmy piechotą, bo w sumie spacerem można pokonać tę drogę w godzinę, a rodziców i tak nie informowaliśmy, o której wrócimy. Zatrzymaliśmy się pod domem i usiedliśmy na ławce w ogródku, bo znów mi się robiło niedobrze, i pomyślałam, że świeże powietrze pomoże. Poskutkowało.
         Daniel siedział ze mną. Spojrzałam na wyświetlacz komórki. Była druga w nocy.

-Muszę iść umyć zęby, bo wciąż mam w ustach smak malin. - powiedziałam, a poza tym czułam, że panuje między nami niezręczna cisza. Zauważyłam, że on się nad czymś zastanawia, bardzo intensywnie, aż zmarszczył czoło. - O czym myślisz? - zapytałam.
- W sumie, to o niczym ważnym . - odpowiedział. Wiedziałam, że skłamał. No ale gdyby chciał, to by mi powiedział. Poza tym, znamy się praktycznie dopiero 12 godzin, a przecież potrzeba czasu na zaufanie.
            Zamknęłam oczy, i oparłam głowę o ławkę, odchylając twarz ku świetle księżyca. Delektowałam się świeżym powietrzem, a moja wyobraźnia, nie wiem dlaczego,  ukazała mi obraz i dotyk ust Daniela na moich ustach. Ten pocałunek trwał może parę sekund, ale wydawały się wiecznością. Zaraz zaraz... To nie moja wyobraźnia, on mnie naprawdę pocałował. Podniosłam powieki i spojrzałam na niego.  Patrzył mi prosto w oczy. Speszył się.
-No to dobranoc. - powiedział, i zawstydzony pobiegł na górę. Głupio było siedzieć samej, więc zrobiłam to samo.





***
Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale wakacje w końcu są  i trochę się rozleniwiam. ;)
Jeszcze tylko ok. trzy tygodnie wakacji ;(
Trzeba to wykorzystać, więc ruszam nad Bałtyk w tym tygodniu ;d
Mam nadzieję że rozdział się podoba. I mam małą prośbę, jeśli ktoś jest stałym obserwatorem bloga, lub chciałby nim być, to na blackdaffodil@onet.pl wysyłajcie numery gg, albo fejsa, ale to jest mniej anonimowe, więc nie wiem, czy ktoś skorzysta. Oczywiście możecie też subskrybować, ale nie każdy kto czyta sam ma bloga.
No to do następnego rozdziału! Trzymajcie się ciepło! ( zwłaszcza w taki deszczowy dzień jak dzisiaj ;) )

sobota, 28 lipca 2012

Rozdział 1


25 lipiec 2012

            Trudno mi było się przeprowadzić. Mamie też. Zwracam się do Gosi "Mamo" od chwili przebudzenia ze śpiączki. W Warszawie miałyśmy dwupiętrową willę tylko dla nas dwóch, a teraz zamieszkamy razem z tatą i Danielem, w sumie też w niemałym mieszkaniu. Sześć pokoi, parter i piętro, dwie kuchnie, dwie łazienki, w tym jedna wspólna moja i Daniela, a druga rodziców, przedsionek, dwa przedpokoje.
            Tak między nami, to podobało mi się to , jak jesteśmy "rozmieszczeni" w mieszkaniu. My, jako przyszywane rodzeństwo, mamy dla siebie górę, a rodzice parter.
            Mama zawiązała mi oczy w samochodzie, i poprowadziła, nie wiem jaki kawałek drogi, aż weszłyśmy po schodach. Zatrzymała mnie dopiero pod brązowymi drzwiami z napisem "Annabel" . "Oznaczony pokój, nieźle."- pomyślałam. Spojrzałam na drugą stronę przedpokoju, i zamarłam. Dokładnie naprzeciw moich drzwi, znajdowały się drzwi z imieniem "Daniel" . Te były otwarte. Moje pewnie zamknęła mama, bo chciała mi zrobić niespodziankę. Właśnie, przecież ja nie wiem, jak on wygląda, a nie chciałabym się zawieść.
            Przez  drzwi pokoju Daniela widziałam tylko łóżko,  nad nim plakaty Skilleta, Nirvany, Peppersów i Guns n' Roses, Huntera, a między nimi półkę z płytami tychże i podobnych zespołów. Czyli muzyki słuchał dobrej, takiej jak ja.
            - Daniel pomagał mi przy wystroju pokoju, bo macie podobne gusty. Mam nadzieję, że ci się spodoba. - powiedziała, i otworzyła drzwi z uśmiechem na ustach.
Z przerażeniem weszłam do środka i zaniemówiłam.
            Wszystko było idealne. Wbrew pozorom pokój był duży, a nawet ogromny! Ściany ciemnofioletowe, takie, o jakich marzyłam w Warszawie. Po prawej stronie duże okno i balkon (Mam własny balkon?! Kocham ten dom!) , tuż obok łóżko, chyba wodne, z baldachimem, czarnym! Jea, kolejny plus dla Daniela.  Pościel fioletowa. Skąd on wie, że ja kocham te dwa kolory? Nawet meble, które były na całej ścianie po lewej stronie były w czarno-fioletowe paski! Nie wierzę... Dywan w tygrysie  paski, czarno fioletowy. Chyba jedyne, co tu było w innych kolorach to biały sufit i ciemnoczerwona podłoga.
            Gdy już zdałam sobie sprawę, że stoję na środku pokoju z otwartymi ustami, zamknęłam je i uściskałam mamę.
-Dziękuję.- wyszeptałam.
-Wiesz, to Daniel głównie wybierał meble i kolor ścian, ja tylko podpowiedziałam, że lubisz to, co on. - odpowiedziała. -Cieszę się, że będziecie się dogadywać. - dodała.
-A gdzie on w ogóle jest? - zapytałam. Chciałam mu podziękować.  - Chyba u siebie, ale musisz sprawdzić.  -No to najpierw się rozpakuję, potem mu podziękuję. - No ok mała, przecież te walizki nie będą tu stały całą noc. Ja więc lecę do Andrzeja. Ale jesteś pewna, że rozpakujesz się sama? - dodała z troską. -Maaamo, mam siedemnaście lat, nie możesz ciągle wszystkiego za mnie. - uspokoiłam ją. -No dobrze...- zrezygnowała i wyszła.

***
            Ok, wszystko rozpakowane. Spojrzałam w duże lustro po lewej stronie.
W domu była gosposia, więc mogłam chodzić w butach. Miałam na sobie moje ukochane żółte martensy, czarne rajstopy, które podkreślały moje chude nogi, i do tego żółtą "poszarpaną" u dołu mega luźną tunikę. No i czarny sweterek. Nawet ładnie dzisiaj wyglądam - podsumowałam w myślach. Mimo swego wzrostu ( jedyne 165 cm.) i drobnej budowie ciała (Przy takim wzroście jedyne 50 kg.) miałam spore piersi. Miseczka C. No i pupa też niczego sobie. Niezła ze mnie dzisiaj laska- trochę sobie pochwaliłam. Po raz drugi dzisiaj z resztą.
            Stałam i przeglądałam się, odgarnęłam z ramion czarne, idealnie proste, długie do pasa włosy, spojrzałam na bladą cerę i uświadomiłam sobie, że powinnam przywitać się z Danielem i podziękować za pokój. Poza tym, ja go jeszcze przecież nie widziałam. Słyszałam tylko jego głos dwa lata temu. Pewnie nawet to się zmieniło od tamtego czasu.  Ruszyłam w stronę jego drzwi, przecież w końcu to i tak musi się stać.

***


            O dziwo tym razem były zamknięte. Chyba wypadałoby zapukać-  pomyślałam i tak zrobiłam. Raz. Jedno puknięcie. Chyba nie usłyszał, więc zapukałam znów, tym razem głośniej i dłużej. Usłyszałam, że ktoś, to znaczy Daniel, podchodzi do drzwi, na chwilę cisza, więc pewnie się zatrzymał tuż przed zamkiem, naciskając klamkę na jakiś centymetr. Ciekawe, czy też się stresował tym spotkaniem tak, jak ja.

            Teraz zauważyłam, że puścił klamkę, która wróciła na swoje miejsce, a sam najciszej, jak potrafił, znów wrócił tam, gdzie był wcześniej. Byłam lekko zdezorientowana. Zapukałam jeszcze raz. "Proszę!" - usłyszałam, więc weszłam.

***


            Reszta pokoju,  to znaczy ta część, której jeszcze nie widziałam, była identyczna jak w moim pokoju. Nie było tylko łóżka z baldachimem, meble były jakieś bardziej męskie, a dywan cały czarny. Spojrzałam na balkon. był otwarty, więc tam się skierowałam. Dopiero teraz serce zaczęło mi bić jak oszalałe. "A co jeśli jest gruby i pryszczaty?" - pomyślałam i od razu się za to  zganiłam. Nawet jeśli tak jest, to prawie mój brat, więc muszę przestać tak myśleć. No dobra , wchodzę.

***

            No dobra, dobra. Przyznaję się, zatkało mnie, i to chyba tak, że już bardziej nie mogło. Stał tyłem do mnie, luzacko oparty o barierkę Spojrzałam na szczupłego, lecz dobrze zbudowanego chłopaka. Jest w moim wieku, tyle wiem. Czarne włosy z grzywką opadającą na twarz. Nie były długie, miały na oko 10 cm i były starannie wycieniowane, jakby każdy włos osobno, od linijki. Do tego miał bladą skórę, więc co do ciała jesteśmy podobni. Stanęłam obok, i dopiero teraz na mnie spojrzał.
-Hej, jestem Annabel, ale wolę po prostu Ann. - spróbowałam zacząć. Zauważyłam,  że chłopak patrzy mi prosto w oczy.
- Jestem Daniel. Wow, zmieniłaś się przez ostatnie dwa lata. - odpowiedział.
Uśmiechnęłam się.   I właśnie w tym momencie usłyszałam, że mama woła nas na kolację.
- To co? Chyba sobie nie pogadamy teraz? - powiedział z uśmiechem. Swoją drogą booski ten uśmiech.
- No dobra, pogadamy po kolacji. A teraz lećmy na dół, bo mogłabym zjeść konia z kopytami. Jeszcze cię zjem, i co będzie? - zaczęłam żartować.
-A co? Wyglądam na konia? Gdzie ty widzisz te kopyta ? - i tu wybuchł perlistym śmiechem. Mega ładnym śmiechem. - No chodź, idziemy!- pospieszył i pociągnął mnie za rękę w stronę kuchni.


Prolog

26 lipiec 2010
Nie wiem, jak to możliwe, że jeszcze żyję. Wtedy byłam pewna, że to ostatnie sekundy mojego istnienia. Ten tir, który na mnie pędził... Głupia, chciałam zobaczyć , jak to jest prowadzić samochód...
            A teraz? Nawet nie wiem gdzie jestem. Może pora otworzyć oczy? Spróbuję... Nic z tego.  Nie czuję swoich powiek, ani twarzy.  Żadnej części swojego ciała...
            Może po prostu już umarłam. Może leżę w Czyśćcu i czekam na Pana? Chociaż, ktoś taki jak ja chyba od razu powinien znaleźć się w piekle. No, ale dobroć Ojca jest nieograniczona, czy coś takiego.
           
***
            Z rozmyślań wyrwały mnie usłyszane głosy. Nie zwariowałam, jak pomyślałam w pierwszej chwili, bo po kilku sekundach rozpoznałam osobę, do której należy jeden z nich.

Mama?

            Nie mogłam tego powiedzieć. I nawet nie ze względów fizycznych, które nie pozwalały na wykonanie żadnego ruchu. Po prostu nigdy się tak do niej nie zwracałam. Zawsze była  Gośka. Nawet nie Małgorzata. Po prostu Gośka.  Aż dziwne, że pomyślałam "Mama" .
            Hmmm... Zawsze? No jednak nie, chyba jakoś tak od dziesiątych urodzin. Tak, właśnie wtedy powiedziała, że czuje się staro gdy nazywam ją mamą, i jeśli chcę, to mogę mówić do niej po imieniu. Pewnie między innymi dlatego ludzie, którzy nas nie znali brali ją za moją starszą siostrę. No i nie tylko dlatego. Miała trzydzieści jeden lat, ale każdy kto ją widział pierwszy raz, dawał jej dwadzieścia pięć.  Ja mam piętnaście, więc w sumie nic dziwnego.
            Tak, jest między nami tylko szesnaście lat różnicy. Ona rocznik '79, a ja '95.  Jestem dzieckiem z wpadki, nieprzemyślanej decyzji, czasów młodości Gosi i jej pierwszej prawdziwej miłości, i chcąc nie chcąc, jej pierwszego razu z chłopakiem.  Niezłą ma pamiątkę po pierwszym seksie. Nie wiem jak to nazywali szesnaście lat temu, ale w sumie chyba podobnie.
            Pewnie chcecie znać tę historię trochę lepiej.  Wiem tyle, że byli ze sobą rok, szczenięca miłość, która rozpoczęła się w wieku piętnastu lat, w wieku lat szesnastu ich pierwszy raz, powstałam ja,  urodziłam się siedem miesięcy później, jako wcześniak ważący tyle, co torebka cukru, a w 1996... zmarł tata. Nawet myśli mi się o tym ciężko. Miał dopiero 17 lat... Ja tylko rok... Nie pamiętam go, wiem jak wyglądał tylko z jedynego zdjęcia, które dała mi Gośka.  Ale wiem, że na pewno mocno mnie kochał. I Gośkę.
            Pewnie ona kiedyś była inna. A teraz? Zamieniła się w obsesyjną pracoholiczkę. Projektantka wnętrz. To jej się udało. Kasa jest, tym bardziej, że projektowała także dla niejednej ważnej czy znanej osoby w naszym kraju. Ale co z tego, jeśli jej prawie w domu nie ma? Ciągle siedzi w biurze, które fakt, znajduje się w naszym domu, ale na drugim piętrze, a mieszkanie znajduje się na pierwszym piętrze i parterze. Fakt, mam wszystko, na co mam ochotę, ale co z tego, jeśli nie ma dla mnie czasu? Niby robi to dla mojego dobra, no ale...

            Wróćmy do momentu, w którym usłyszałam głos rodzicielki. Przecież z kimś rozmawiała, a na miłą pogawędkę to nie wyglądało, a może raczej nie brzmiało. Głosu tego chłopaka nie rozpoznawałam. Kłócili się, i to chyba o mnie.

-Przecież ma prawo mieszkać z nami! - słyszałam oburzony głos chłopaka.
-Nie ma prawa! Ona nawet nie wie o waszym istnieniu, jest pewna, że Robert był jej ojcem!- Jeszcze nigdy nie słyszałam tak oburzonego głosu mamy. Tak, mamy, nie Gośki. Chcąc nie chcąc, to mama. I co ona gada? Robert nie był moim ojcem? Okłamywała mnie całe życie?
-Musisz jej powiedzieć o ojcu, nie możesz jej dłużej okłamywać! Ona ma już piętnaście lat. Mamo, wiem, że nie utrzymywaliśmy kontaktu, wiem, że tata nawalił, ale nic na to nie poradzę. On się zmienił, chce to naprawić, chce mieć kontakt z własną córką! To prawie moja siostra, i nie pozwolę, żeby dalej żyła w niewiedzy.  Powiem jej wszystko, jak tylko się obudzi z tej  śpiączki. - Potok słów wypowiedzianych przez chłopaka zaskoczył mnie. Mówił do niej "Mamo." . Więc co, jest moim bratem? Powiedział, że prawie... Przecież to niemożliwe.  I kto jest moim ojcem?  Nic nie rozumiem.  Tata nawalił? Co to znaczy... Gdybym była w stanie wstać lub wykonać jakikolwiek ruch pewnie bym zemdlała . Nic nie wiem, nie rozumiem, o czym oni do cholery gadają? I ja jestem w śpiączce?
-Daniel, ja wiem, ja rozumiem, ale proszę cię, jeszcze nie teraz, dobrze? - powiedziała już spokojniej jakby go błagała.
            Daniel. Ładne imię. Mam brata Daniela? Prawie mam brata? Czyli co, jest adoptowany? Jest starszy, czy młodszy? Podobny do mnie? Słucha takiej samej muzyki? I kim jest mój ojciec... Dlaczego Daniel przyszedł właśnie teraz? Nic nie rozumiem, kompletnie nic, czuję się oszukana przez życie. Nie jestem tym, kim myślałam, że jestem. Po prostu super. I jeszcze leżę tutaj w śpiączce, nic nie mogę zrobić. No po prostu świetnie.



*
Mam nadzieję, że chociaż parę osób odwiedzi bloga, i że nie zostawię go zanim akcja się rozkręci ;) .
Notki postaram się dodawać raz w tygodniu, bo żebyście mogli przeczytać coś sensownego, potrzebuję czasu, żeby napisać rozdział ;d
No to do rozdziału pierwszego, a ja lecę pracować nad wyglądem bloga! ;*