środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział 2


            Ledwo co zdążyliśmy wejść do kuchni, a już usłyszałam komentarz mamy.
- Uuu la laa, jak ładnie razem wyglądacie . - powiedziała z uśmiechem chochlika. Posłałam jej zabójcze spojrzenie, po czym słodko po raz drugi dzisiaj uśmiechnęłam się do Daniela. Odwzajemnił uśmiech i puścił moją dłoń. Tak a propos, to chyba wam jeszcze nie wyjaśniłam, co tu do końca jest grane.
            Gośka nie jest moją biologiczną matką. Jest nią, a może raczej była, jej siostra. Zostawiła mnie i uciekła tuż po porodzie, teraz nikt nie wie, gdzie ona naprawdę jest. Andrzej jest moim biologicznym ojcem. Robert po prostu wtedy pomagał mamie mnie wychowywać, bo tata nawet nie wiedział o moich narodzinach. Daniel jest adoptowany przez Andrzeja i jego żonę, która zmarła jedenaście lat temu. Chłopak miał wtedy 6 lat, a adoptowali go, gdy miał pół roku. Do Gośki mówił Mamo, bo po prostu tak mu jakoś bardziej pasowało.
            Tak więc formalnie nie jesteśmy rodziną, mama (Gośka) biologicznie jest moją ciocią, tata tatą, Daniel przyszywanym bratem, a Gosia i tata są w związku, ale jak powiedzieli, nie zamierzają brać ślubu. To chyba mniej więcej tyle.
            Skończyliśmy się wszyscy na siebie gapić i usiedliśmy do stołu. Stół był okrągły, wystawiony na tarasie przy ogródku, bo było naprawdę ciepło. Gosposia zrobiła chłodnik, który niezbyt lubię, ale postanowiłam nie grymasić. Zauważyłam, że nawet porcje z Danielem zjadamy takie same.
            Ukradkiem przyjrzałam mu się trochę dokładniej. Był szczupły, i bardzo dobrze zbudowany. Miał na sobie czarną opinającą muskularne, choć nie przesadnie, ciało koszulkę. Chłopak zauważył,  że się mu przypatruję, ale nic nie mówił, tylko się uśmiechnął. Nie wiem czemu, ale jestem pewna, że on miał ochotę zrobić to samo. Po prostu się mi przyjrzeć najdokładniej, jakby mógł.
            Skończyliśmy obiad, Diana, bo tak miała na imię gosposia, posprzątała ze stołu, a my jeszcze chwilę posiedzieliśmy na świeżym powietrzu.
-Mój kumpel organizuje dzisiaj małą imprezę, nie chciałabyś się ze mną wybrać? - zaproponował ni z gruszki ni z pietruszki pan JestemTakiBoskiWOczachAnnabel.
-W sumie, to nie mam nic innego do roboty. O której? - odpowiedziałam niby się tym nie przejmując, ale w duszy skakałam jak dziecko na widok Wesołego Miasteczka.
- O dziesiątej, a jest...- spojrzał na zegar stojący w przedpokoju.- trzecia. Masz jeszcze siedem godzin. - odpowiedział.
- No to może wybierzemy się na małe zakupowe szaleństwo, co? Sprzedałam swoją firmę, przepraszam, że wcześniej ci nie mówiłam, ale przecież teraz mogę pracować z Andrzejem. No to co? Ruszamy na podbój ciuchów? - rozentuzjazmowała się mama. Nic nie powiedziałam, tylko ucieszyłam się jeszcze bardziej, poszłam na górę po skórzaną, brązową torebkę, a ona już czekała przy samochodzie.
-No to jedziemy. - powiedziałam i z zadowoloną miną ruszyłam na wyszukiwanie stroju na wieczór.
***
            Po pięciu godzinach latania po sklepach nie byłam ani trochę zmęczona. Miałam dwie godziny na zastanowienie się co wybrać do ubrania na wieczór, zrobienie makijażu i fryzury. W końcu wybrałam czarne rurki z przetarciami z przodu, niebieski t-shirt z nadrukiem, niebieskie szpilki na platformach i czarne bolerko z krótkim rękawem. Do tego delikatny makijaż, choć wyraziście pomalowane oczy, a włosy spięłam w kucyk. Bardzo wysoki i długi. Zanim się zorientowałam było wpół do dziesiątej.
            Usłyszałam, ze ktoś puka, i domyśliłam się, że to Daniel.
-Wejdź! - zachęciłam, a on się nie zastanawiał. Zobaczyłam, że ma na sobie czarne dżinsowe spodnie, czarną marynarkę, i ciemnoniebieski t-shirt. Zaraz, zaraz.... O kuuurde. Jesteśmy tak samo ubrani.  - pomyślałam. I w tym momencie on też się zorientował i zaczęliśmy się śmiać.
- Hehehe, w sumie już nie opłaca się przebierać. - powiedział i uśmiechnął się.
-No, będziemy się rozpoznawać bo ubraniu jak cię gdzieś zgubię. - zażartowałam.
-Tyle że ja szpilek nie założę. - powiedział z poważną miną, po czym wybuch śmiechem. Znów ten śliczny śmiech...
            Poszliśmy do ogrodu, przeszliśmy przez niego na podjazd i zauważyłam, że czekał na nas kierowca w czarnym Fordzie Mustangu convertible.
Usiedliśmy na tylnym siedzeniu, facet za kółkiem wiedział, gdzie jechać.
***
         Impreza w Willi z trzema basenami. Nie byłam wcześniej na takiej. Od razu pomyślałam, że będzie to domówka rodem z filmu "Projekt X" .
- Nie wiem jak ty, ale ja nie piję. - zastrzegł od razu. Fakt, zdziwiło mnie to.
-Ale że dzisiaj czy w ogóle? - zapytałam, bo ja sama jeden jedyny raz w życiu miałam alkohol w ustach.
- W ogóle.- uśmiechnął się. Chłopak marzenie - zaczęłam się rozczulać.  -No to idziemy.- dodał. No i poszliśmy.
***
         Impreza sama w sobie podobała średnio, ale to, co mi się podobało najbardziej, to obecność Daniela. Nie latał jak inni z tuzinem lasek wokół, wręcz przeciwnie, tańczył ze mną, siedział ze mną na kanapie w salonie, podczas gdy inni robili dosłownie wszystko, a on cały czas był ze mną. Nie przedstawiał mnie wszystkim, którzy do nas podchodzili. Powiedział kim jestem tylko swojemu kumplowi, temu, który organizował tę imprezę. Wszyscy na nas się gapili, niby ukradkiem zerkali, ale i tak było to uciążliwe. Możliwe, a nawet jestem tego pewna, że wszyscy wzięli nas za parę. Fakt, świetnie nam się rozmawiało, ale przecież mimo wszystko jesteśmy przyszywanym rodzeństwem. W pewnym momencie zrobiło mi się niedobrze, wiedziałam,  że zaraz zwymiotuję.
-Ej, mała, co ci jest? Blada jesteś. - zmartwił się chłopak. Od razu wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę ubikacji. Zwymiotowałam, nie wiem od czego.
-Zjadłaś coś niedobrego? - zapytał, gdy wyszłam już po wszystkim.
-Jadłam dzisiaj tylko obiad. Piłam wodę, no i teraz sok. Ten z pomarańczowego kartonu. - zastanawiałam się.
- Może jesteś na coś uczulona, albo jakiś składnik wywołuje u ciebie mdłości? - wypytywał dalej.
- No w sumie, to po malinach jest mi niedobrze, ale to był sok owocowy chyba, truskawka, jagoda, czarna porzeczka. - tłumaczyłam. Poszedł do salonu i przyniósł karton.
-Następnym razem czytaj skład. - powiedział i się uśmiechnął. Głupia jestem. Myślałam, że jak czegoś nie ma na rysunku na kartonie, to nie ma tego w soku. A jak się okazało maliny też były.
-No to wszystko jasne. - zakończyłam temat malinowej niespodzianki.
- Jest po pierwszej. Wracamy do domu ? - zapytał.
-W sumie jestem już padnięta, więc możemy się zrywać. - odpowiedziałam i wyszliśmy tylnym wyjściem.
***
         Wracaliśmy piechotą, bo w sumie spacerem można pokonać tę drogę w godzinę, a rodziców i tak nie informowaliśmy, o której wrócimy. Zatrzymaliśmy się pod domem i usiedliśmy na ławce w ogródku, bo znów mi się robiło niedobrze, i pomyślałam, że świeże powietrze pomoże. Poskutkowało.
         Daniel siedział ze mną. Spojrzałam na wyświetlacz komórki. Była druga w nocy.

-Muszę iść umyć zęby, bo wciąż mam w ustach smak malin. - powiedziałam, a poza tym czułam, że panuje między nami niezręczna cisza. Zauważyłam, że on się nad czymś zastanawia, bardzo intensywnie, aż zmarszczył czoło. - O czym myślisz? - zapytałam.
- W sumie, to o niczym ważnym . - odpowiedział. Wiedziałam, że skłamał. No ale gdyby chciał, to by mi powiedział. Poza tym, znamy się praktycznie dopiero 12 godzin, a przecież potrzeba czasu na zaufanie.
            Zamknęłam oczy, i oparłam głowę o ławkę, odchylając twarz ku świetle księżyca. Delektowałam się świeżym powietrzem, a moja wyobraźnia, nie wiem dlaczego,  ukazała mi obraz i dotyk ust Daniela na moich ustach. Ten pocałunek trwał może parę sekund, ale wydawały się wiecznością. Zaraz zaraz... To nie moja wyobraźnia, on mnie naprawdę pocałował. Podniosłam powieki i spojrzałam na niego.  Patrzył mi prosto w oczy. Speszył się.
-No to dobranoc. - powiedział, i zawstydzony pobiegł na górę. Głupio było siedzieć samej, więc zrobiłam to samo.





***
Przepraszam, że tak długo czekaliście, ale wakacje w końcu są  i trochę się rozleniwiam. ;)
Jeszcze tylko ok. trzy tygodnie wakacji ;(
Trzeba to wykorzystać, więc ruszam nad Bałtyk w tym tygodniu ;d
Mam nadzieję że rozdział się podoba. I mam małą prośbę, jeśli ktoś jest stałym obserwatorem bloga, lub chciałby nim być, to na blackdaffodil@onet.pl wysyłajcie numery gg, albo fejsa, ale to jest mniej anonimowe, więc nie wiem, czy ktoś skorzysta. Oczywiście możecie też subskrybować, ale nie każdy kto czyta sam ma bloga.
No to do następnego rozdziału! Trzymajcie się ciepło! ( zwłaszcza w taki deszczowy dzień jak dzisiaj ;) )